DESTINATION: the Cliffs of Moher
Day 3: the fog
6:35 pobudka. Chwile po 7 przyjechał bus. Podjeżdża. Wita nas bardzo miły pan przewodnik. Na pierwszy rzut oka z wyglądu Hiszpan, na drugi Anglik, bo mega brytyjski akcent i mówi tak szybko, że szok. Okazuje się być Irlandczykiem. Po trzech godzinach jazdy w ciepłym autokarze docieramy i trzeba wysiąść. Wszędzie deszcze padajo. Parasolka nic nie daje. Mamy dwie godziny na zwiedzanie, ale czego jak wszędzie mleko!? Czemu akurat dzisiaj musiało być tak ponuro i mgliście. No nic, idziemy. Mżawka, mżawka evryłer. Brniemy dalej w jeszcze wilgotniejsze powietrze, bo czego nie robi się dla widoczków. 15 minut i wszystkie części naszej garderoby są mokre + 3 kg do wagi. Co jakiś czas zza chmury chowała się mgła, aparat wtedy jest zadowolony. Na kilka sekund też pojawiły się fale Atlantyku.
Kolejnym celem podróży jest Galway, miasteczko fish&chips i pięknych kolorowo-old-schoolowych uliczek. Niekrótka chwila spędzona w McDonagh’s i brzuchy pełne. Jedziemy do hostelu, ubrania na wieszaki i suszymy!
Jedno jest pewne, trzeba będzie powtórzyć trip latem, żeby zobaczyć spektakularne moherowe klify w całej okazałości i uwiecznić setką kolejnych zdjęć.