1 lipca chwilę po północy ruszyliśmy pociągiem do Tczewa, gdzie nocować mieliśmy u Martyny. Jechaliśmy około 7 godzin, po czym przespaliśmy się w domu, żeby mieć dużo siły. Pojechaliśmy do Gdyni. Ogólnie była nas ósemka. Zjedliśmy pizze na plaży popijając różnymi pysznościami i ruszyliśmy w stronę lotniska Kosakowo. Dotrzeć tam za darmo mogliśmy tylko podstawianymi openerowskimi autobusami. Było dosyć tłoczno ale w miarę szybko dotarliśmy już na koncert. Najpierw uzyskaliśmy opaski potem bony na piwo – pić można było tylko desperadosy albo heinekeny. Cena jednego bonu to 4 zł, natomiast piwo kosztowało dwa bony, tanio nie było. Zaczęło się ściemniać i pierwsze koncerty już za nami. Nie ma opcji, fizycznie, żeby być na wszystkich koncertach więc wybraliśmy 3 z wielu: Alt-J, Chet Fakera i Die Antwoord. Było magicznie! Atmosfera genialna, nagłośnienie idealne, ludzie – najlepsi! Alt-J zagrał wg mnie najlepiej, pod każdym względem, był na dużej scenie to może dlatego tak mi się podobało, tłum ludzi – fanów. Koledzy z Afryki zagrali z petardą. Był to drugi koncert Die Antwoord na którym byłam i dali z siebie tym razem więcej, może dlatego, że za ten koncert mieli większy dochód. Były tańce, swawole i śpiewy też. Na Checie Fakerze było spokojnie i nastrojowo. Szkoda, że grał w namiocie i słabo było go widać. Może za rok zagra już na wielkiej scenie.
Koncerty skończyły się o świcie, koło 5 już wracaliśmy miejskim autobusem, do którego ledwo dotarliśmy. Było dosyć chłodno. Za rok jadę jeszcze raz, może tym razem pod namioty?
Iza
Mati
Kosicka